Recenzja filmu

Wiedźmin (2001)
Marek Brodzki
Michał Żebrowski
Zbigniew Zamachowski

Polepione wątki

Kiedy pod koniec lat 80. w "Fantastyce" Andrzej Sapkowski opublikował pierwsze opowiadanie, którego bohaterem był Wiedźmin nie przypuszczał, że kilka lat później Geralt z Rivii, zwany Białym
Kiedy pod koniec lat 80. w "Fantastyce" Andrzej Sapkowski opublikował pierwsze opowiadanie, którego bohaterem był Wiedźmin nie przypuszczał, że kilka lat później Geralt z Rivii, zwany Białym Wilkiem stanie się jednym z najpopularniejszych bohaterów literackich nie tylko w Polsce, ale również poza jej granicami. Początkowo autor zakładał, że Geralt pojawi się zaledwie w jednym utworze, ale ponieważ został on entuzjastycznie przyjęty zarówno przez krytyków, jak i czytelników, postanowił uczynić go bohaterem kolejnych opowiadań. Tak powstały wpierw opublikowany nakładem Agencji REPORTER zbiorek zatytułowany po prostu "Wiedźmin", a później książki "Ostatnie życzenie" i "Miecz przeznaczenia". W 1993 r. na rynku ukazał się pierwszy komiks opowiadający o przygodach Białego Wilka, do którego scenariusz napisali Andrzej Sapkowski i Maciej Parowski, a grafikę wykonał Bogusław Polch. Wtedy już Geralt miał w naszym kraju oddane grono fanów, które z roku na rok się powiększało. Niedługo później opublikowano pierwszy tom sagi o Wiedźminie "Krew elfów", cyklu, który ukazywał się aż do roku 1999 i stał się jednym z największych sukcesów wydawniczych ostatnich lat. Decyzja o przeniesieniu przygód Geralta na duży ekran nie zaskoczyła właściwie nikogo. Wiedźmin cieszył się ogromną popularnością w kraju i zagranicą, zatem film opowiadający o Białym Wilku teoretycznie był skazany na sukces. Niestety, obraz Brodzkiego być może odniesie sukces, ale sukcesu artystycznego mu nie wróżę bowiem jest to film nielogiczny, źle zmontowany i swoją jakością daleko odbiegający od poziomu do jakiego przyzwyczaił nas w swoich opowiadaniach Andrzej Sapkowski. Fabuła "Wiedźmina" to kompilacja wątków z kilku różnych opowiadań, m.in.: "Mniejszego zła", "Kwestii ceny", "Granicy możliwości", a motywem spinającym je w jedną całość jest historia Geralta i Ciri. Sam pomysł jest niezły, ale jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Obawiam się, że większość z widzów, którzy z opowiadaniami Sapkowskiego nie mieli wcześniej nic wspólnego, będzie miała poważne problemy ze zrozumieniem, o co tak naprawdę w filmie chodzi. Oglądając "Wiedźmina", miałem cały czas wrażenie, jakby jego twórcy wybrali kilkadziesiąt scen z materiału, który nakręcono na potrzeby serialu i zmontowali z tego film kinowy tylko po to, żeby z naszych kieszeni wyciągnąć jeszcze parę złotych. Poszczególni bohaterowie opowieści pojawiają się niejednokrotnie, jak spod ziemi. Np. w scenie, w której po raz pierwszy widzimy Jaskra Geralt wita się z nim, jak ze starym znajomym, ale nigdzie w całym filmie nie jest powiedziane, skąd wiedźmin zna barda, jak się poznali i jakie stosunki ich łączą. Z kolei w części będącej ekranizacją "Granicy możliwości" po walce ze smokiem Geralt podchodzi do króla Niedamira i mówi mu, że został oszukany przez złych ludzi. I fajnie. Tylko dlaczego król pojawia się tylko w tej jednej scenie, a wcześniej ani przez chwilę nie widać go na ekranie? Nie wiadomo, kto go oszukał, dlaczego, po co, kiedy. Podobnie bez sensu są zestawione ze sobą poszczególne historie. Np. w jednej scenie oglądamy Geralta opuszczającego świątynię, nad którą pieczę sprawowała Nenneke, a za chwilę widzimy, jak walczy z jakimś potworem na bagnach. I też nie wiadomo skąd wiedźmin się tam znalazł, czy walczy na zlecenie, czy też natknął się na owe monstrum przypadkiem. Po projekcji "Wiedźmina" miałem wrażenie, jakbym obejrzał raczej rozbudowaną zapowiedź serialu, gdzie znalazły się najciekawsze wątki i sceny, które wyjaśnione zostaną w telewizyjnym cyklu. Bardzo możliwe, że taki właśnie cel przyświecał twórcom filmu, bowiem na konferencji prasowej kilkakrotnie powtarzali oni, iż obraz ten ma za zadanie zachęcić wszystkich do obejrzenia serialu. Na pochwały nie zasługuje również scenariusz obrazu, którego autor Michał Szczerbic wycofał w ogóle swoje nazwisko z czołówki. Pomijam tu już fakt, iż fabuła filmu nie trzyma się wiernie opowiadań Sapkowskiego, co może razić najbardziej zagorzałych fanów Geralta, ale wielokrotnie dialogi bohaterów stoją na niskim, żeby nie powiedzieć żenującym poziomie. W jednej ze scen, kiedy wiedźmin rozmawia z Yennefer czarodziejka wypowiada kwestię tej mniej więcej treści (cytuję z pamięci): "Nie potrafiłabym z Tobą żyć. Wczoraj walczyłeś z bazyliszkiem, dziś znowu gdzieś jedziesz...". Przykro mi to mówić, ale tekst ten brzmi jakby pochodził z jakiegoś tandetnego filmu policyjnego, a nie z obrazu fantasy opartego na jednej z lepszych książek tego gatunku, jaka została opublikowana w naszym kraju. Oglądanie "Wiedźmina" utrudnia dodatkowo fatalny montaż. Nie mam tutaj pretensji do odpowiedzialnej za jego wykonanie Wandy Zeman, która jest jedną z najlepszych montażystek w naszym kraju, ponieważ wydaje mi się, iż duży wpływ na ostateczny kształt filmu mieli zarówno reżyser, jak i producenci. Podczas konferencji prasowej przyznali oni, że do kin trafia trzecia wersja filmu, która dodatkowo była kilkakrotnie przerabiana i skracana. Zapewne w tym należy doszukiwać się przyczyn tego, iż kwestie niektórych bohaterów są poucinane w połowie, co sprawia, że i tak zagmatwana i niejasna fabuła staje się jeszcze bardziej skomplikowana. Denerwujące jest również kończenie niektórych scen, których wykonanie przywodziło mi na myśl wenezuelskie seriale. Szczególnie widać to w pierwszej części filmu, której bohaterami są Pavetta i Jeż. Bardzo często sceny tam zawarte kończą się, kiedy jeden z bohaterów wypowiada jakąś kluczową kwestię, jednocześnie kamera najeżdża na jego, bądź jej twarz, muzyka staje się coraz głośniejsza i... następuje cięcie. Sami Państwo przyznacie, że jest to rozwiązanie, delikatnie mówiąc, niefortunne, a jego częste wykorzystywanie zaczyna w pewnym momencie budzić na sali śmiech. Pisząc o "Wiedźminie", nie sposób pominąć efektów specjalnych, które, choćby z racji gatunku, jaki reprezentuje film Brodzkiego, odgrywają ważną rolę. Niestety nie ma ich zbyt wiele, ale z drugiej strony może to i dobrze, bowiem ich wykonanie, wbrew zapowiedziom twórców, daleko odbiega od światowych standardów. Potwory, z którymi walczy Geralt, w większości wyglądają na zrobione z plastiku, a monstrum na bagnach przypomina najeżony kolcami worek. Z całą pewnością najlepiej w całym filmie prezentuje się wygenerowany na komputerach smok, ale jego wykonanie również pozostawia wiele do życzenia. Owszem wygląda ładnie, ale bardziej pasuje do gry komputerowej niż do kinowej superprodukcji. Na pochwałę zasługują natomiast występujący w "Wiedźminie" aktorzy. Michał Żebrowski, który do tej pory kojarzył się z honorowym Skrzetuskim albo fircykowatym Tadeuszem, doskonale przeistoczył się w brutalnego wiedźmina. Grany przez niego Geralt jest wiarygodny, naturalny, a przede wszystkim wierny książkowemu wizerunkowi postaci. Zapewne wszyscy pamiętają, że wiele miesięcy temu, kiedy ogłoszono obsadę filmu, fani twórczości Sapkowskiego protestowali przeciwko zaproponowanym przez producentów aktorom, nie podobał im się m.in. Zamachowski, oczywiście Żebrowski i Grażyna Wolszczak, którą nieznajomość opowiadań zdaniem wielbicieli dyskwalifikowała z udziału w obrazie. Na szczęście ich obawy okazały się bezpodstawne. Zamachowski rolą Jaskra po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najlepszych aktorów w kraju, a Wolszczak jako Yennefer miałaby wielkie szansę, żeby stać się największą gwiazdą filmu, gdyby nie fakt, że pojawia się ona może przez 15 minut w trwającej ponad 2 godziny produkcji. Równie dobrze na dużym ekranie prezentują Andrzej Chyra jako Borch Trzy Kawki, Maciej Kozłowski jako demoniczny Falvick czy Anna Dymna odtwarzająca postać Matki Nenneke. Uczciwie trzeba przyznać, że aktorsko "Wiedźmin" prezentuje się nieźle, choć twórcy również i w tej kwestii nie uniknęli kilku wpadek. Np. pojawienie się na ekranie rycerza Eycka z Denesle, którego odtwarza Marek Walczewski wywołuje śmiech publiczności, bowiem artysta ten kojarzony jest ostatnio głównie z komediową kreacją, którą stworzył w serialu "13 Posterunek" i do roli zabójcy smoków po prostu nie pasuje. "Wiedźmin" niestety nie jest dobrym filmem i przyznaję to nawet ja, który nie zaliczam się do grona zagorzałych fanów Geralta z Rivii, a nad twórczość Sapkowskiego przekładam książki Feliksa W. Kresa. W tym obrazie zawodzi praktycznie wszystko poza aktorstwem, nawet muzyka autorstwa Grzegorza Ciechowskiego jest bardzo przeciętna. Zdaję sobie sprawę, że twórcy projektu stanęli przed nie lada wyzwaniem decydując się na zekranizowanie opowiadań, które w naszym kraju otoczone są niemalże kultem. Co więcej "Wiedźmin" jest pierwszym w historii naszego kraju filmem fantasy, zatem filmowcy, pracując nad produkcją, poruszali po nieznanym dla nich wcześniej gruncie. Jednak nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę te dwie okoliczności, nie zmieniają one faktu, że obraz Brodzkiego to po prostu kompilacja luźnych, nie zawsze powiązanych ze sobą logicznie scen. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że serial telewizyjny będzie lepszy od filmu kinowego, bo jeżeli nie to dojdę do wniosku, iż twórczości Sapkowskiego nie można przenieść do żadnego innego medium poza literaturą. Dowodzi tego już wydany przed laty komiks, który moim zdaniem należy do najsłabszych osiągnięć świetnego skądinąd Bogusława Polcha, a potwierdza to niestety kinowy "Wiedźmin".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones